poniedziałek, 30 lipca 2012

Prawdziwy Camembert - Nie do wiary!!!

Co Ty wiesz o Camembert? Zapytać mógłby Polaka Francuz z miną Bogusława Lindy i ogólną pogardą dla polskiego pojęcia w tej kwestii. Nic dziwnego, w końcu Camembert to ser Francuski i prawdziwy Camembert produkowany jest właśnie we Francji w Camembert. Polak ma zupełnie inne pojęcie i wizerunek tego sera.

Wypaczył nas choćby Valbon, który Camambert produkuje w kształcie owalnym i chwali jego sprężystość.

Tu na zdjęciach mamy prawdziwy Camambert. Daleko mu jest do sprężystego Camambert'a z reklamy i z polskich sklepów, wierzcie mi. Ser ten ma maślaną wręcz konsystencję i po nakrojeniu skórki niemalże wypływa. Raz naciśnięty Camembert za żadne skarby nie powróci do swojej pierwotnej postaci.








Oto camembert'owy kawałek na moim talerzu. Jak widać jest on totalnie powyginany i aż się prosi na chlebek:)









Tutaj Camembert na chlebku z masełkiem.
Oczywiście w 'towarzystwie' nie robimy takiej kanapki a jedynie rwiemy chlebek na kawałki i tak jemy z serkiem. Pamiętacie, jak pisałam o tym przy okazji francuskiej kolacji i kanapek?

Na północy Francji do sera podawane jest masło.

Diametralnie różni się smak Camembert'a francuskiego i tego z polskiego sklepu. Francuski ser tego rodzaju ma o wiele bardziej wyrazisty smak. Warto jest również wspomnieć o zapachu. Camembert francuski naprawdę ma zapaszek. Oczywiście zapachowo przy Maroilles Camembert to miękki zawodnik, ale i tak go czuć, że hej:)

PEACE

niedziela, 29 lipca 2012

Hodowaliście kiedyś ślimaka?

Jak byłam mała to miałam swojego ukochanego ślimaka. Mieszkał on w specjalnie przeze mnie przystosowanym pudełku po butach. Pokrywka pudełka była wycięta i zamiast tektury znajdowało się foliowe okienko z dziurkami, aby mój przyjaciel miał widniutko i aby miał czym oddychać. Wewnątrz pudełka umieściłam różne roślinki, żeby miał mój ślimak ładnie i żeby miał co jeść. Zainstalowałam również poidełka z odwróconych listków z kroplami wody i specjalny plac zabaw w postaci drabinek i mostów z patyczków.
Tak mój ślimaczek sobie żył i żył w tym swoim kartonowym królestwie, aż w końcu postanowiliśmy oboje, iż czas się pożegnać. Przykro mi było ponieważ wszędzie chodziliśmy razem. Zawsze kiedy szłam gdzieś z mamą to ślimaka brałam ze sobą. Mamy koleżanki polubiły również moje zwierzątko i chętnie zaglądały do pudełka. Nie byłam jednak pewna, jak dokładnie opiekować się ślimakiem i w końcu postanowiłam, że najlepiej będzie mu na wolności. Bardzo przeżyłam to rozstanie i do tej pory pamiętam jak mój ślimak odpełzał.
W każdym razie, opowiadam Wam tę historię ponieważ natrafiłam na youtube na bardzo fajny filmik i od razu przyszły mi do głowy wspomnienia i łezka zakręciła mi się w oku:) --> KLIK

PEACE

sobota, 28 lipca 2012

Mam sukienkę :))))))

Znów buszowałam na wyprzedażach i wybuszowałam taką oto czarną sukienkę. Mój luby dzielnie mi towarzyszył i nie poddał się nawet w czwartym sklepie, gdzie nie było siedzonek w przymierzalniach i gdzie nałapałam chyba z dziesięć kiecek do mierzenia.

Jestem z niego DUMNA:))

Sukienka po przecenie kosztowała 12 Euro i wierzcie mi, że jak na Francję jest to kwota niewielka za sukienkę nawet w okresie szalonych wyprzedaży.











W każdym razie sukienka tak się właśnie prezentuje i daję jeszcze jedno foto dekoltu.

Założyłam nawet stanik  ...bo normalnie nie przepadam i nie noszę, ale do tej sukienki mi się podoba.

Fajne jest w tej sukience bardzo to, że mimo odsłoniętych dosyć pleców, nie wystaje tył stanika.

Po tych wszystkich zachwytach pozdrawiam Was serdecznie :)


PEACE

piątek, 27 lipca 2012

Francuskie Kiełbasy - Szaszłyk kiełbaskowy + ciekawostki

Wspaniałe kiełbaski dziś były na déjeuner. Zobaczcie jakie fajne szaszłyki mój luby kupił w sklepie. Jeszcze takich nie widziałam:)

W każdym razie nadziane mamy po trzy kiełbaski, które są bardzo we Francji popularne.

Palmę pierwszeństwa zdobywa środkowa w szaszłyku Merguez (kiełbaska wołowa). Merguez nie jest oczywiście oryginalnie francuskim pomysłem, ale jest to kiełbaska, która się we Francji miewa świetnie i można ją zakupić w wersji Halal u na przykład arabskiego rzeźnika. Te kiełbaski występują w dwóch odmianach zasadniczo. Możemy znaleźć Merguez pikantne i łagodne. W dzisiejszym szaszłyku były pikantne.

Kolejna kiełbaska to Chipolata, która podobno we Francji została wynaleziona. Mi Chipolata w smaku i w konsystencji przypomina do złudzenia Białą Kiełbasę. Jest jednak Chipolata od Białej Kiełbasy cieńsza. Bardzo mi ten rodzaj kiełbaski smakował i od razu łezka w oku zakręciła mi się za Białą Kiełbasą:)

Trzecią bohaterką dzisiejszego szaszłyka jest Saucisse Aux Herbes czyli kiełbasa z ziołami. Przypomina ona również Białą Kiełbasę i nie jest bardzo pikantna.


CIEKAWOSTKA: Do takiego déjeuner Francuzi jedzą ziemniaczane czipsy:) Tak!!! Jest to dozwolone:)) 

CIEKAWOSTKA: Francuz nie wcina kiełbaski z musztardą i keczupem... Ja za każdym razem popełniam obrazę stanu:))

PEACE

Na koniec jeszcze ostatnia apetyczna fotka:) Widzicie ten dymek nad kiełbaskami?...Już prawie gotowe:))



Kot w pudełku :)

Lepszy kot w pudełku niż wróbel na dachu... :)

Panienka z okienka zamienia się dziś w kociczkę z pudełka i swymi słodkimi oczętami wyglądała z wygodnego kartonu po ... psiej karmie... .

Po wstępnym skrobaniu nastąpiła dłuższa chwila zabawy z piłeczką. Piłeczka tak fajnie odbija się o kartonowe ścianki, że zwyczajnie nie da się nie pobawić.

PEACE


Nastąpi ciąg dalszy. Stay tuned i nie przegapcie 'dwóch pieczeni przy jednym kocie' :)

niedziela, 22 lipca 2012

Ciekawe kufle do piwa .... istny zawrót głowy :)

Dzisiaj pogoda dopisała. Piękne słoneczko rozgrzało mnie na rynku a pyszne belgijskie piwo orzeźwiło mnie i natchnęło do pokazania Wam różnych, ciekawych kufli do piwa. O kwaczącym Kwaku już pisałam, ale oczywiście nie jedyny Kwak ma oryginalny kufelek.
Popatrzcie tylko na ten kufel obok Kwakowego. Dość są one podobne, ale jednak nit takie same. W tym drugim możemy się napić piwa o nazwie Queue Charrue













Tutaj kufelek w kształcie rogu, który należy do piwa o wdzięcznej nazwie La Corne du Bois des Pendus. Ten kufel w kształcie rogu mi się bardzo podoba, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji skosztować La Corne du Bois des Pendus.









Tutaj kolejne ciekawe kufelki. Te szklanice z czerwonymi podstawami są do picia piwa Guilotine, które pojawiło się obok Delirium Tremens tutaj. Zauważcie, iż moja szklanka do Guilotine jest inna. Możecie sobie też przypomnieć jaka jest śliczna szklaneczka do Delirium Tremens:)
















Zobaczcie również kufle ceramiczne dla piwa Trappister Rochefort. Kojarzyły mi się one ze szklanicami do miodu pitnego.












Kufel do Mongozo mnie zaskoczył bardzo... Jest to odmiana tropikalna kufelka. Piwo Mongozo jest bowiem iście tropikalnym piwem smakowym:))











No i na koniec oto jest sobie rządeczek szklaneczek a w rządku tym kufel do piwa Feullien, który zasadniczo niczym się nie wyróżnia i jest jaki jest:)












Belgijskie piwa są super a do tego, kiedy pijemy je ze specjalnych szklaneczek to już w ogóle się robi klimatycznie:))

PEACE

piątek, 20 lipca 2012

Wyprzedaże francuskie i moje zakupy :)

SOLDES !!! Wielkie SOLDES !!! - nawet 70% przeceny. Sklepy w Lille i oczywiście nie tylko w Lille krzyczą do przechodniów i kuszą atrakcyjnymi cenami. Mamy przeceny 20%, 40% itp.
Napis: WYPRZEDAŻ, na modłę już chyba światową, przeważnie wypisany na czerwono lub też na biało na czerwonym tle.
Postanowiłam i ja skorzystać z tych wyprzedaży i zakupiłam sobie te oto balerinki.
Czarne, płócienne, z małą jakby kokardką od razu wpadły mi w oko w sklepiku po drodze z Quick'a. Cena była zachęcająca ponieważ kosztowały one zaledwie 12,90 Euro po przecenie.
Spodobała mi się również ich wewnętrzna strona. Poza tym są bardzo wygodne i leciutkie.


To moje pierwsze zakupowe szaleństwo wyprzedażowe w tym sezonie i oczywiście musiałam się pochwalić:)


PEACE


wtorek, 17 lipca 2012

Kolczyki z Granny Square i obrabianego koralika - obrabianie koralika

Nadeszła pora na letnie kolczyki. Mimo iż za oknem wcale upałów nie ma to zachciało mi się lata na uszach:)

Kolczyki powstały z granny square mojego pomysłu i obrabianych, drewnianych koralików.

Na dole zrobiłam trochę wyszywania koralikowego.










Przy okazji chciałam podzielić się sposobem na podstawowe obrabianie koralika.
Szydełkowanie wokół koralika jest bardzo proste.Wiele jest rodzajów koralików i różnią się one kształtem oraz wielkością i dlatego nie da się podać uniwersalnego i jedynego dobrego wzoru na obrabianie. Są jednak przybliżone zasady co i jak i oto je tutaj podaję:

1. łańcuszek 6 i połączyć formując kółko oczkiem zamkniętym (ch6 i sl st), łańcuszek1 (ch1),

2. 6 półsłupków w środek kółka łańcuszkowego, zamknąć i łańcuszek 1 (6sgc i sl st, ch1)

3. W każde oczko półsłupkowe 2 półsłupki,zamknąć i łańcuszek 1 ( 12 w sumie) (dec na około, sl st, ch1) - Tutaj  zwiększa nam się kółko na płasko

4. Możemy dalej zwiększać i wtedy robimy * półsłupek 1, 2 półsłupki w jedno oczko* na około i zamykamy i łańcuszek 1 ( *sgc, sgc inc*, sl st, ch1). Możemy oczywiście zwiększać konieczną ilość razy, aby uzyskać podstawę do pięcia się ku środkowi koralika równymi krokami bez zwiększania już obwodu.

5. Jeśli już zwiększyliśmy tyle ile trzeba było ( pamiętajmy, że włóczka ma ściśle przylegać do koralika) to półsłupkami robimy na około kilka rzędów. Zazwyczaj trzy rzędy lub cztery. (sgc na około)

6. Zmniejszamy ilość półsłupków a więc zrabiamy ze sobą półsłupki. Chcemy, aby liczba oczek zmniejszała się nam proporcjonalnie do ich powiększania poprzednio. Więc nie zawsze na około będziemy zmniejszać. Czasami zmniejszać będziemy * półsłupek 1, 2 półsłupki w jedno oczko* na około. (dec )

Powodzenia w obrabianu:)

PEACE


poniedziałek, 16 lipca 2012

We Need to Talk about Kevin - obejrzany

Jak już niektórzy zauważyli być może, bardzo lubię filmy o dysfunkcyjnych rodzinach:) We Need to Talk About Kevin to moje kolejne znalezisko. Film ten opowiada historię matki, która boryka się z problemami wychowawczymi na przestrzeni wielu lat. Jej syn jest dziwnym chłopcem i wyrasta na dziwnego młodzieńca. Życie biednej kobiety ulega stopniowemu rozpadowi. Nie poddaje się ona jednak i znosi to, co przygotował dla niej los.

Jeśli ktoś z Was ma już swoje dzieci i nieraz doprowadzają Was one do szału, jeśli czasem opadają Wam już ręce to polecam obejrzenie tego filmu jako terapii:) Od razu odetchniecie z ulgą i docenicie, jakie macie wspaniałe dzieciątka i jaki prosty jest Wasz rodzicielski żywot:)

Osiem na dziesięć słoni. Cud, miód, malina:))

PEACE

sobota, 14 lipca 2012

Cudowne fajerwerki z okazji święta Rewolucji francuskiej

Bardzo chciałam zobaczyć fajerwerki z okazji uczczenia Rewolucji francuskiej i oczywiście wybraliśmy się z mym lubym na wieczorowy pokaz.
W wielu miastach we Francji właśnie imprezą z  fajerwerkami upamiętnia się 14 lipca i jest na co popatrzeć. Miałam okazję zobaczyć pokaz niedaleko Lille w Lambersart i oto co na komórkę się urywkowo nagrało:




Mam nadzieję, że się Wam podoba ten piękny pokaz mimo, że jakość nagrania jest komórkowa. Mój ukochany stwierdził, że widział lepsze pokazy, ale mnie ten naprawdę zaparł dech w piersiach.

Wspomnę jeszcze tylko, iż przed pokazem fajerwerków były sztuczki akrobatyczne i występy drag queen :)

W całym wydarzeniu brały udział tysiące osób i wyobraźcie sobie, że nikt się nie pchał a wręcz przeciwnie, wszyscy uśmiechali się do siebie i panowała bardzo miła atmosfera nawet kiedy już zebrani opuszczali park.

Zadziwiło mnie bardzo, iż policji żadnej w formie obstawowej nie widziałam ani żadnych ochroniarzy. Jedynie przy wyjściu błąkał się jeden pan policjant z służb miejskich... Cóż za zaufanie do ludności:)

PEACE

Kwak - piwo kwaczące w specjalnym kuflu

Bohaterem dzisiejszego posta jest piwo Kwak. Nad smakiem Kwaka nie ma się w sumie co rozpisywać za bardzo. Jest to dobre, belgijskie piwo, które z całą pewnością posmakuje miłośnikowi dobrego browara.
Warto jest natomiast zwrócić uwagę na szklanicę, w której piwo to się spożywać powinno. Otóż, jak już pisałam kiedyś, we Francji i w Belgii bardzo istotne są kufle. Piwo podawane jest zazwyczaj w odpowiednim kuflu a piwo takie jak Kwak o bardzo charakterystycznym kuflu, zawsze w nim nam zostanie zaserwowane.

Z Kwakiem wiąże się pewien zwyczaj, który dużo ma wspólnego z kwaczącą naturą tego piwa a raczej kufla.
Otóż, Francuzi/ Belgowie wybierają się do pubu i zamawiają sobie jeden kufel Kwaka. Po kolei piją oni z owego kufla i w pewnym momencie z kufla wydobywa się 'kwak' - odgłos ten powstaje tylko raz podczas picia z kufla. Kto trafi na bulgotkowe kwaknięcie ten płaci za piwo. Bardzo wdzięczna jest ta zabawa i myślę, iż nie jest znana zbyt powszechnie a tutaj we Francji każdy tę zabawę w Kwaka zna i nikogo ona nie dziwi.

Kształt szklanki Kwak zawdzięcza pomysłowemu browarnikowi Pauwel'owi Kwak'owi. Chciał on ułatwić picie swego piwa woźnicom, którym to podczas napoleońskich czasów nie było wolno opuszczać stanowiska. Wymyślił więc Kwak szklankę poręczną, którą bez wysiadania z powozu można było wygodnie opróżnić.

PEACE

piątek, 13 lipca 2012

Bardzo Ciekawa Rzeźba w Wervik - Belgia ( Wim Delvoye )

The Kiss - Wim Delvoye to niewątpliwie oryginalna rzeźba usytuowana w belgijskim Wervik. Sami zobaczcie:) ... Oczywiście musiałam zrobić foto podczas wizyty w pobliskiej restauracji. The Kiss to pocałunek i pocałunek widzimy a oprócz tego również widzimy dogłębnie zbliżenie dwóch uroczych jelonków.
Wim Delvoye jest artystą bardzo ciekawym i cieszę się, iż mogłam zobaczyć te jego jelonki:)

PEACE

środa, 11 lipca 2012

Francuz i...kisiel :)

Stało się...Z Polski przybył do nas kisiel truskawkowy i wiśniowy. Przygotowałam więc saszetkę kisielku truskawkowego. Oczywiście z zapartym tchem zaserwowałam ją memu lubemu. On nigdy jeszcze kisielu w swym życiu nie widział a tym bardziej nie próbował i był ciekawy, cóż to takiego ten kisiel jest. Niestety już po zanurzeniu łyżeczki w kisielu nastąpiło pierwsze rozczarowanie. Glutowata konsystencja nie przemówiła do mego lubego. Dzielnie jednak podniósł łyżeczkę do ust i posmakował gluta. Skrzywił się i posmakował raz jeszcze i na tym skończyła się jego przygoda z kisielem. Niestety nie pomogły moje przekonywania, że 'to jest zdrowe i brzuszek się po kisielku czuje dobrze'. Po prostu nie mógł bidulek przełamać się do trzeciej łyżki bez odruchu wymiotnego:) Kategorycznie stwierdził, iż Francuz nie zdzierży kisielu... Cóż... mam jeszcze trzy saszetki...całkiem dla siebie:)
Tu, we Francji kisielu nie znajdziemy nigdzie w sklepie. Z całą pewnością więc będę celebrować mój kisielek:)

PEACE

poniedziałek, 9 lipca 2012

Oczko mu się odlepiło! Temu misiu! - Malutki szydełkowy miś Che i jego przygody

Pewnego dnia na dłoń pewnego olbrzyma wdrapał się malutki miś szydełkowy o zielonych oczkach.

- Jak masz na imię i co robisz na mojej dłoni?- zapytał zdziwiony olbrzym.
-  Nie mam dokąd pójść więc tak sobie siedzę - opuścił uszka misio i posmutniał po czym jeszcze bardziej wcisnął się w dłoń olbrzyma- Na imię mam Che.
Olbrzym uśmiechnął się i zaproponował misiowi małą wycieczkę na poprawienie humoru. W ten oto sposób już po chwili miś wraz z olbrzymem, trzymając się za ręce rozpoczęli wędrówkę.

Wędrowali i wędrowali.

Kiedy byli zmęczeni odpoczywali a kiedy chciało im się śpiewać śpiewali.





Podczas śpiewania jednej z misia ulubionych piosenek, która idzie mniej więcej tak: la, la, tra, tam, tam, la, la, tram, ta, tram ....,
stała się rzecz dość niesamowita. Na pobliskim płaskim kwiatku przysiadł płaski ptaszek, który płasko stwierdził, iż misiowa melodia przypomina mu bardzo pewną piosenkę, którą potrafił zagrać nie-płaski stwór, mieszkający w pobliskiej, ale nie płaskiej krainie. Misia historia ta zaciekawiła bardzo i postanowił odnaleźć nie-płaskiego stwora.


Po niedługim poszukiwaniu właściwej drogi oczom misia i olbrzyma ukazał się nie-płaski stwór. Olbrzym i miś przywitali się z nie-płaskim stworem. Miś zanucił swą melodię a nie-płaski stwór uśmiechnął się szeroko i używając dłoni olbrzyma zaśpiewał misiową melodię dokładnie co do joty. Olbrzym i miś słuchali urzeczeni.
-Wiesz, ja chyba trochę tu zostanę- olbrzym nachylił się nad misiem i szepnął mu do uszka.
-Sam bym został też, ale to nie na moje łapki- Misiowe łapki nie dałyby rady wydobyć melodii z nie-płaskiego stwora. W końcu były malutkie a stwór był taaaki duży.
Miś postanowił, iż ruszy w dalszą podróż już sam a z olbrzymem spotkają się znów kiedy miś się zmęczy.
Wędrował więc miś z melodią w sercu i od czasu do czasu zatrzymywał się, aby popić wina i podjeść wyimaginowanego miodku z wyimaginowanych uli, które uginając się pod ciężarem wyimaginowanych plastrów miodku, zwisały z gałęzi wyimaginowanych drzew, na które miś wcale nie musiał się wspinać...no bo przecież były one wyimaginowane.

Tak upływał misiowi dzień za dniem, a być może tylko jeden, długi dzień. W końcu miś był malutki a czas był taaaki duży, zapewne nawet większy od nie-płaskiego stwora.







Nagle, podczas wędrówki pod stopami misia pojawiła się niebieska, mięciutka materia w białą krateczkę. Na materii tej siedziała sobie malutka kotek-panienka.

-Miau, ktoś ty?-Zapytała kotek-panienka.
-Jestem Che, miś, a ty?
-Mów mi Niespodzianka. Dlaczego jesteś taki mięciutki?-Zapytała kotek-panienka ocierając się o misia na przywitanie i mrucząc cichutko.
-Jestem szydełkowy, a ty?- Miś nie był pewien, czy wypada pytać kotek-panienkę Niespodziankę o przyczynę braku jej miękkości, ale jednak zapytał.
-Jestem ze szkła, miau
-Achaaa
-Miau-przytaknęła kotek-panienka Niespodzianka.
Che nie widział nigdy nikogo ze szkła i bardzo mu się kotek-panienka Niespodzianka spodobała a najbardziej podobało mu się jak ładnie błyszczała, kiedy padało na nią słońce.
-Chcesz mnie pocałować?- Zapytała kotek-panienka Niespodzianka.
Miś nie wiedział, czy Niespodzianka potrafiła czytać w myślach, czy też zwyczajnie szeroki uśmiech pełen uwielbienia, zdradził jego misiowe pragnienia. Przytaknął jednak ochoczo i delikatnie chwycił szklaną łapkę kotek-panienki Niespodzianki.
Ich spojrzenia spotkały się i szydełkowe serduszko misia zabiło szybciej. Pyszczek kotek-panienki zdawał się być najmiększym pyszczkiem świata a jej czarne, kreseczkowe wąsiki, zdawały się drżeć, rozbujane niespokojnym oddechem misia.
Pierwszy pocałunek misia i kotek-panienki Niespodzianki sprawił, iż ziemia zatrzęsła się i niebo spadło wprost na parę i otuliło ich spokojną, puchatą i bezpieczną chmurką.











Dwa serduszka wyrwały się z dwóch różnych piersi. Oba czerwone i drobniutkie. Oba tak samo zakochane. Złączyły się te dwa serduszka a Che i kotek-panienka Niespodzianka przysięgli sobie miłość i zasnęli w swoich ramionach...















Miś miał przedziwny sen, w którym kotek-panienka Niespodzianka zamieniła się w prawdziwego kotka i lizała go i miętosiła swoim języczkiem a od czasu do czasu nawet pacała go łapką.


Kiedy miś wreszcie się obudził, odetchnął głęboko i rozejrzał się dokoła. Niestety nigdzie nie mógł dostrzec kotek-panienki Niespodzianki.






Mógł za to bez problemu dostrzec parę włochatych kocich nóżek a nawet i całą resztę kota kiedy już obudził się prawie zupełnie i wytężył wzrok.

-Niespodzianka?- zapytał miś niepewnie i otarł obślinione oczko.
Kot jednak nie odpowiadał a jedynie przyglądał się badawczo misiowi.

Cóż zdaje się, iż Niespodzianka to właściwe imię dla kotek-panienki-pomyślał Che i ostrożnie wstał, po czym pomachał łapką kotu na pożegnanie i czmychnął.

Miś obiecał sobie, iż kotek-panienka Niespodzianka na zawsze pozostanie w jego sercu.


Nadszedł czas dalszej wędrówki i miś postanowił poszukać sobie smakowitej babeczki. W końcu na progu snu i jawy jest pełno smakowitych babeczek i każdy może sobie jedną złapać.

Smakowita babeczka szydełkowa czekała na misia właśnie na samym progu i wesoło się uśmiechała.

-Zjedz mnie-zachichotała kiedy miś zbliżał się do niej.
Misiowi oczywiście dwa razy nie trzeba było powtarzać, zwłaszcza że bardzo był głodny.






Zatopił miś pyszczek w puszystej piance i już po chwili poczuł się jak w raju. Słodycz ogarnęła jego serce i zniknął głód a pojawiła się sytość jakiej miś nie czuł jeszcze nigdy.
-Co to się stało- wyszeptał miś do babeczki a jego koralikowe oczy zdawały się żarzyć zielonym światłem.
-Nic się nie stało- odpowiedziała babeczka- Jesteśmy w tej chwili- dodała w tym samym momencie i jej słowa dzwoniły misiowi w uszach wszystkie na raz, ale jednocześnie każde z osobna, tworząc idealny sens.





Wisienka z babeczki wpadła prosto w ręce misia. Zaśmiała się, po czym dała się skosztować.

Miś zasnął lub też obudził się, któż to wie?











PEACE


czwartek, 5 lipca 2012

Słomka z niespodzianką

Dziś Coca Colę popijałam w wielkim stylu a mianowicie przez słomkę z niespodzianką:)

Wybraliśmy się do małej belgijskiej restauracji a tam taaaaka wielka niespodzianka:)

Spośród wszystkich słomek dla dorosłych mój ukochany wyłowił mi tę oto słomkę dla dzieci:)

Zastanawiałam się, cóż też za niespodzianka jest w torebeczce przyklejonej do słomki, ale wytrwałam do powrotu do domu, aby udokumentować wielkie otwarcie na zdjęciach :)

Oto co było w środku:


Hologram z autkami z bajki o autkach, której tytułu nie pamiętam...

W każdym razie nie wiem dokładnie do czego służy moja niespodzianka ponieważ instrukcja na odwrocie jest po flamandzku:)

Wygląda mi to na puzzla...ale oczywiście mogę się mylić:)






W każdym razie mam takie coś:)

Od razu mi się przypominają pocztówki hologramowe, które jak byłam mała były w sprzedaży w sklepach...dość dawno temu:)

PEACE

środa, 4 lipca 2012

Co można robić samemu?- Sposoby na nudę


To już ponad 20 lat fobii społecznej więc mam rozrywki domowe opanowane do maksimum. Postanowiłam się więc podzielić z innymi. Oto pomysły na zajmowanie sobie czasu, które zostały sprawdzone przeze mnie i które bardzo lubię:)

-oglądanie filmów
-granie na gitarze (to robię ja, ale może być inny instrument np. perkusja...hihi, polecam dla rozrywki własnej i sąsiadów:))
-komponowanie muzyczki własnej (ostatnio jednak coś tę pasję tracę)
-pisanie opowiadań i wierszy itp...
-czytanie książek
-granie w gry komputerowe
-szydełkowanie (to robię ja, ale może być szycie, robienie na drutach, origami itp.:)
-ćwiczenia fizyczne (mnie się nigdy nie chce...:))
-prowadzenie własnej strony w internecie albo bloga (taaadaam:))
-czatowanie
-hodowanie roślinek (omg, jak ja marzę o zrobieniu sobie własnego drzewka bonsai:)
-fotografowanie (ostatnio pstrykam kota jak szalona:))
-rysowanie i malowanie (choć nie maluję ostatnio bo niestety nie mam farb ani pędzli)
-marzenie o niebieskich migdałach (to lubię:))
-mizianie kotka .....mrauuuuu (jak ktoś nie ma kotka to można miziać pieska, chomika, szczura, gekona itp.:))
-hodowanie rybek (obecnie nie hoduję co prawda, ale było to moje hobby przez długi czas)

A Wy co robicie w wolnym czasie?

PEACE


wtorek, 3 lipca 2012

Pan Glizdoń - szydełkowa pacynka

Pan Glizdoń to  błękitnooki robaczek o uroczym uśmiechu. Jeszcze do niedawna Pan Glizdoń nie był pewien czego chce od życia i całymi godzinami siedział w szufladzie.

Ostatnio jednak Pan Glizdoń doszedł do wniosku, iż pragnie zaistnieć w internecie. Ustawił więc aparat fotograficzny naprzeciwko siebie i zrobił fotek kilka.

Oto raczej mało szokujące a za to dla oka pozytywne owoce sesji fotograficznej Pana Glizdonia.


< --- Uśmiech pana Glizdonia (Zdjęcie propagandowe)


Pan Glizdoń się uśmiecha - Uśmiechnij się i Ty

















<-- Pan Glizdoń odpoczywa w pozie pełnej gracji


























PEACE

poniedziałek, 2 lipca 2012

Połamało mnie ...:)

Dwa dni temu obudziłam się i zjadłam śniadanie i już nie mogłam ustać prosto. W dole pleców coś tak bardzo mnie rozbolało, że mogłam tylko chodzić na zgięciu 90 stopni. Nic to pomyślałam. W końcu naciągnięty mięsień pewnie to i tyle a więc nie przejęłam się zbytnio. Na wszelki wypadek (może to jednak nie mięsień a coś mi wyskoczyło) klapnęłam na podłogę i zrobiłam ćwiczenie: leżysz na wznak, ręce rozpostarte na orzełka i ugiętymi nogami majd na boczki. Łzy mi pociekły po policzkach podczas mego wyginania. Niestety nic nie trzasnęło. Dalej poszło stanie na baczność i sięganie stóp. Bez rezultatu niestety, no chyba że liczyć niesamowitą wizję wszechświata w postaci miliona jasnych punkcików, jakie mi się przed oczami pokazały. Odpuściłam na chwilę i zebrałam się na odwagę, aby dać się rozciągnąć memu ukochanemu metodą plecy do pleców. Zgiął się mój ukochany a ja zapiszczałam z bólu. Wizja wszechświata jeszcze bardziej realna przeplotła się z kilkoma trzaśnięciami, ale niestety dół pleców pozostał nietknięty. Poddałam się i pomyślałam, że może mi do niedzieli przejdzie. Nie przeszło, ale dzielnie wybrałam się na zakupy z mym lubym. Powolutku nóżka za nóżką i prawie że wyprostowana dałam radę kilkugodzinnej wyprawie. Zauważyłam, że cosik mi się nogi trzęsły, ale pomyślałam, że to z bólu i ze stresu. Minęła niedziela i dziś mam to samo. Mniej boli, ale wyprostować się nie mogę do końca. Kiedy próbuję to nogi mi latają jak szalone i kłuje, że hej hooooo. Sprawa zaczyna mnie ciekawić. Zobaczcie, jak ciało ludzkie jest felernie zbudowane...przynajmniej moje:)
Gdyby każdy miał formę kulistą a szkielet nie służyłby do podtrzymywania ciała a jedynie do osłaniania mózgu i jakichś tam narządów wewnętrznych, to każdy mógłby się bez problemu toczyć i tyle:) Plus skończyłyby się kompleksy na temat sylwetki. W końcu każdy byłby na równi kulisty...

Jutro muszę wyjść po chleb do sklepu. Trzymajcie kciuki żeby mi przeszło:)